Muzyka XX wieku to pojęcie, pod którym ukryta jest niesamowita różnorodność warstwy twórczej. Wiek ten, szarpany walką, wojnami, przemianami jest skarbnicą poszukiwań twórczych, w które z każdą dekadą kompozytorzy wchodzili dalej, głębiej.
Na początku XX wieku kompozytorzy czerpali jeszcze silnie z tradycji romantycznej, szczególnie w zakresie rodzaju ekspresji i aparatu wykonawczego. Ale już w dwudziestoleciu międzywojennym sytuacja na muzycznej scenie zaczęła się zmieniać
W 1918 r. wraz z zakończeniem I wojny światowej Polska odzyskuje niepodległość i powraca na mapę Europy po 123 latach zaborów. To czas rozwoju kina, technologii i muzyki, ale i czas burzliwy, w którym odczuwało się napiętą sytuację na arenie międzynarodowej. To czas poszukiwań i budzenia się awangardy.
Choć na polu awangardy właśnie nie możemy poszczycić się wieloma osiągnięciami. Scena muzyki polskiej była w owym czasie mocno zdominowana przez nurty narodowo-konserwatywne, odwołujące się do tradycji moniuszkowskiej oraz przez neoromantyków wyznających program „Młodej Polski”, z których najważniejsza postacią był Ludomir Różycki.
W tym czasie tworzył też Karol Szymanowski, który dla konserwatywnych krytyków był nieznośnym modernistą. Na lata 20 przypada trzeci, ostatni okres jego twórczości zwany okresem narodowym, podczas którego powstaje m.in. balet-pantomima Harnasie, Stabat Mater, czy dwadzieścia Mazurków op. 50. Fascynację folklorem będzie kontynuował na początku lat 30, kiedy powstaną słynne Pieśni Kurpiowskie op. 58. I mimo, że nowoczesne środki wyrazu stosował zachowawczo to właśnie on reprezentował w muzyce stronę “postępową”, oddalającą się od tradycji.
Dekada ta to również czas Feliksa Nowowiejskiego. W okresie tym powstało jedno z najważniejszych dzieł Nowowiejskiego – opera Legenda Bałtyku, uznawana za jedną z trzech oper narodowych.
Na scenie muzycznej w tym czasie pojawiają się także inni kompozytorzy nurtu neoklasycznego, m. in. Aleksander Tansman, Tadeusz Szeligowski, Bronisław Szabelski, Antoni Szałowski.
Lata 30 to czas artystycznych kawiarni, które będą odgrywać kluczową rolę w rozwoju polskiej muzyki tuż po wybuchu II wojny światowej. 1930 r. powstaje Instytut Propagandy Sztuki, który choć początkowo miał być jedynie stowarzyszeniem awangardowych artystów szybko przerodził się w dobrze prosperującą kawiarnię artystyczną.
Malarz Antoni Uniechowski wspominał: podwóreczko było śliczne, wyłożone klinkierem, w którego szczelinach rosła wesoła, zielona trawa. Wystawiono kolorowe stoliki, żelazne krzesełka, rozpięto nad nimi pasiaste parasole, a całość lokalu zakomponowana była na podobieństwo armaty – tak jak armata jest po prostu dziurą otoczoną metalem, tak IPS jest podwórkiem otoczonym salami wystawowymi.
Trzy lata później powstaje Sztuka i Moda, w skrócie SiM . Lokal założony został przez Zofię Raczyńską-Arciszewską, artystkę z biznesowym zacięciem, był w zasadzie lustrzanym odbiciem IPS-u.
Wojciech Herbaczyński wspominał: artystyczne uzdolnienia właścicielki sprawiły, że oranżeryjne pomieszczenie wykorzystała doskonale, nie stosując żadnych szykan i fasonów. Znalazło się tu po prostu mnóstwo zieleni, kwiatów, a także i palmy (…) Bardzo dobrze harmonizowały z tym zwyczajne, nie bardzo różniące się od ipsowskich, krzesła i stoliki z umieszczonymi na nich lampkami, które dawały intymne oświetlenie.
Kawiarnia wsławiła się rozbudowaną działalnością artystyczną. Całotygodniowy program składał się z koncertów, występów satyryków, poetyckich deklamacji i wernisaży studentów ASP. Jak pisał kierownik kawiarni Jerzy Domański: SiM stawał się wtedy azylem i ukojeniem dla rozklekotanych nerwów. Wielką atrakcją kawiarni były pionierskie pokazy mody.
Kawiarnie te będą odgrywały kluczową rolę po wybuchu II wojny światowej…
O przegranej kampanii wrześniowej 1939 roku w Polsce nastąpiła kulturowa katastrofa. Stefan Kisielewski wspominał: „w parę dni zawaliło się wszystko, całe niedawne życie stało się nierealną złudą, pięknym mirażem, o którym nawet nie ma czasu myśleć”. Wybitna pisarka Zofia Nałkowska, w swoim dzienniku zanotowała: „Prasa, radio, kino, teatry, odczyty, koncerty, książki – nic nie ma. Życie odbywa się w milczeniu. Zabytki, obrazy, tkaniny, przyrządy naukowe – wszystko, co ocalało od pożarów, zostało wywiezione. […] Zamknięte są wszystkie uczelnie, związki i stowarzyszenia. Istnieją tylko nieprzeliczone kawiarnie i jadłodajnie”.
Zniszczone zostały najważniejsze instytucje muzyczne – opera warszawska i w większości Filharmonia Narodowa. Kompozytorzy stracili swoje główne źródło utrzymania. W życie weszły zakazy niemieckie, których głównym celem była skuteczna kontrola ewentualnie powstającego życia muzycznego. Wyższa kultura miała być całkowicie niedostępna, czego symbolem był dzień kiedy na polecenie gubernatora Hansa Franka pomnik Chopina został przez Niemców wysadzony w powietrze i pocięty palnikami na mniejsze części.
Polskie życie muzyczne miało zostać zepchnięte do kawiarni, gdzie uprawiać można było muzykę rozrywkową, pseudo-miłosną. Skoncentrowanie życia kulturalnego w konkretnych miejscach miało też ukryty cel: kontrolę i eksterminacje. Innymi słowy w kawiarniach tych urządzano łapanki, z których jedną z najtragiczniejszych w historii była ta w kawiarnii plastyków w Krakowie, gdzie wszyscy aresztowani trafili do Auschwiz-Birkenau.
W Warszawie kulturalnych kawiarni było wiele. Wspomniane wcześniej: Sztuka i Moda, ale również “u aktorek”, Arkadia w ocalałej części gmachu Filharmonii Narodowej, Lira, czy Cafe Femina.
Komunistyczna Polska nie była tym samym wolnym krajem jak przed wojną. Sowieci narzucili swój porządek w każdej sferze życia, również w sferze estetyki, pod postacią obowiązującej w latach 1949-1956 doktryny socrealistycznej, mającej głosić komunistyczną wizję świata.
W pierwszych latach po drugiej wojnie światowej twórcy muzyki chóralnej sięgali głównie po tematykę folklorystyczną. Liczne opracowania pieśni ludowych lub stylizacje stworzyli m.in.: Tadeusz Baird, Stanisław Kazuro, Witold Lutosławski, Jan Adam Maklakiewicz, Tadeusz Paciorkiewicz, Kazimierz Serocki, Tadeusz Szeligowski.
Najbardziej wyrazistą cezurą w polskiej muzyce stało się jej otwarcie na euroamerykańską współczesność – powstaje „Warszawska Jesień”, a swoją działalność rozpoczyna elektroniczne Studio Eksperymentalne Polskiego Radia (1956–57). To start nowego, wielkiego pokolenia twórców – od dat urodzenia Krzysztofa Pendereckiego i Henryka Mikołaja Góreckiego określonego mianem „pokolenia 1933”. Zadebiutowali oni już po czasie opresji doktryny realizmu socjalistycznego. Rodzi się sonoryzm, kompozytorzy sięgają po serializm.
Zaczyna się złoty okres muzyki polskiej – jej popularność na arenie międzynarodowej wzrasta, a nasi rodzimi kompozytorzy zdobywają uznanie w całej Europie. Kompozytorzy stykają się też z dodekafonią – tworzyć tą techniką zaczynają T. Baird i K. Serocki.
W latach 60. kierunek zainteresowań kompozytorów skręca w stronę sacrum – tendencja ta utrzymuje się do dziś, bo do dziś znaczną część polskiej sceny chóralnej to kompozycje religijne. W tym okresie powstały między innymi Psalm CXVI „Laudate Dominum” Tadeusza Szeligowskiego (196+ 0), Psalmus 149 Romualda Twardowskiego (1962), Rorate caeli desuper (1961), In Paschale Domini (1963) i Litania Loretańska Andrzeja Nikodemowicza (1968).
W muzyce wciąż dominują muzyczne eksperymenty, a na swoich miłośników wśród kompozytorów zyskał sonoryzm.
O muzyce tego czasu Romuald Twardowski mówił: Koniec lat 50. i lata 60. to był zalew awangardy, która miała za sobą prasę, większość krytyki muzycznej i część słuchaczy. Krzyczano, że najważniejsza jest nowość, nowość za wszelką cenę… A ja twierdzę, że nowość to nie wszystko. Komponując w 1961 roku Antyfony, dostrzegłem potrzebę spojrzenia wstecz, w stronę tradycji, spuścizny muzycznej. To, co jest stare, często znakomicie współgra z tym, co nowe…
Rafał Augustyn kompozytor (ur.1951) w latach 70 mówił o wchodzącym na scenę nowym pokoleniu kompozytorskim “ ….Istotniejsze od mozolnego wykuwania osobowości twórczej jest po prostu pisanie dobrej muzyki. I takie jest najważniejsze zadanie kompozytora. Jeśli oprócz tego stać go na wypełnianie innych – tym lepiej”
To czas, w którym na szerszą skalę kompozytorzy zaczęli odczuwać zmęczenie eksperymentem – pojawiła się potrzeba prostoty i powrotu do tradycji. Ponownie zacytuję słowa Romualda Twardowskiego:
“Wychodząc z założenia, że skrajności się stykają, w głębokim średniowieczu, w chorale gregoriańskim szukałem wątków, które w połączeniu ze zdobyczami XX-wiecznej techniki kompozytorskiej (aleatoryzm, klaster) dałyby upragnioną syntezę Nowego i Starego.“
Pochodzące z 1979 roku Lamentacje do tekstów proroków biblijnych zaliczyć można do najtrudniejszych utworów kompozytora. Skomponowane na zamówienie organizatorów festiwalu „Poznańska Wiosna”, a prawykonanie rok później przez Chór Politechniki Szczecińskiej pod dyrekcją Jana Szyrockiego, doczekały się wielu recenzji i pochlebnych opinii, zwłaszcza po prezentacji utworu w trakcie „Warszawskiej Jesieni” w roku 1985. To muzyka pełna wewnętrznego napięcia i dramatyzmu, urzeka głębią filozoficznej zadumy.
Powstanie, zalegalizowanie i dynamiczny rozwój niezależnego od władz PRL związku zawodowego „Solidarność”, Nagroda Nobla w dziedzinie literatury dla Czesława Miłosza
wprowadzenie w Polsce stanu wojennego, Pokojowa Nagroda Nobla dla Lecha Wałęsy… a w tym wszystkim muzyka. Muzyka, dla której największą inspiracją stał się symbol uwolnienia – Jan Paweł II.
Wybór Karola Wojtyły na papieża był prawdziwym zapalnikiem w polskiej sztuce kompozytorskiej. Szczególnie na początku jego pontyfikatu powstawało wiele utworów poświęconych Papieżowi Polakowi. Warto tu wymienić twórczość Juliusza Łuciuka: Pieśń nadziei o papieżu słowiańskim (1978), czy O, ziemio polska (1987).
Augustyn Bloch skomponował Anenaiki (1979), a Andrzej Koszewski Angelus Domini (1981) – oba poświęcone papieżowi.
W 1987 r., z okazji trzeciej pielgrzymki papieża do kraju, Henryk Mikołaj Górecki napisał Totus Tuus – jedno z jego najsłynniejszych dziś dzieł chóralnych.